Rajd Wybrzeżem Bałtyku

Wszystko zaczęło się pewnej majowej niedzieli w trakcie cyklicznego rajdu BTC. Na wieść, że Rajd Wisły w tym roku nie odbędzie się, ktoś rzucił propozycję aby samemu zorganizować wyprawę. Padały różne propozycje, lecz stanęło na tym, że jedziemy wzdłuż wybrzeża Bałtyku z zachodu na wschód. Początkowo udział w imprezie zadeklarowało ok. 15 osób. Ustaliliśmy termin wyjazdu na piątek, 3 czerwca o godz. 647 z dworca PKP w Bielsku-Białej.

W piątek 3 czerwca ruszamy do Szczecina. Na dworcu PKP w Bielsku pojawiają się trzy osoby: Urszula, Leszek i Maciek, po drodze dosiada się jeszcze Andrzej. Tak więc jedziemy w czwórkę. W Katowicach przesiadka na pociąg do Kołobrzegu, na szczęście z wagonem przystosowanym do przewozu rowerów. Dojeżdżamy do Poznania, przesiadamy się do pociągu do Szczecina, tu niestety nie ma wagon rowerowego, upychamy się więc na początku i końcu składu. W Szczecinie Dąbiu jesteśmy o 1715, wsiadamy na rowerki i szukamy noclegu. Wybór pada na kamping położony nad brzegiem Jeziora Dąbie. Robimy zakupy, kolacyjkę, potem kilka pamiątkowych fotek na przystani jachtowej. Późnym wieczorkiem szampanem oblewamy imieniny Leszka i idziemy spać.

Etap I. Szczecin Dąbie — Wapnica nad Jeziorem Turkusowym. 100 km.

Wita nas deszczowy poranek, lecz po spakowaniu sprzętu wychodzi słoneczko i ok. 10 ruszamy w kierunku Świnoujścia. Początkowo jedziemy główna drogą o sporym natężeniu ruchu, po ok. 7 km skręcamy w boczną, asfaltową drogę i kierujemy się w stronę Wolina. W miejscowości Stepnica nad Zalewem Szczecińskim robimy przerwę na posiłek. W nadbrzeżnym barze zajadamy pyszną zupkę brokułową do tego kanapki, kawa kilka fotek i jedziemy dalej. Przed wjazdem do Wolina robimy pamiątkowe zdjęcie z widokiem na miasto most obrotowy. Już w Wolinie mały posiłek i ruszamy dalej w kierunku Świnoujścia jedyną, bardzo ruchliwą drogą na szczęście z szerokim poboczem. Ok. 20 km przed Świnoujściem skręcamy w lewo w boczna drogę prowadzącą do Wapnicy. Po drodze, mijając stanowiska wyrzutni rakiet V 2, docieramy nad urokliwe Turkusowe Jeziorko. Tutaj znajdujemy nocleg w ośrodku wypoczynkowym. Zwiedzając najbliższa okolicę, wychodzimy na jedyno z okolicznych wzniesień z którego podziwiamy wsteczną deltę Świny oraz jeziorko. Już o zmierzchu wracając do ośrodka spotykamy lochę z młodymi. Przezornie schodzimy im z drogi i bezpiecznie docieramy do celu. Przed spankiem świętujemy zakończenie I etapu piwkiem i idziemy spać.

Etap II. Wapnica — Świnoujście — Międzywodzie 80 km

Pogoda nam dopisuje, więc ok. 10 ruszamy w stronę Świnoujścia. Kierując się na latarnie morską w Świnoujściu, mijamy po drodze forty i umocnienia wojskowe z okresu II wojny światowej. Dojeżdżając do latarni łapie nas ulewa, lecz udaj się nam przed nią schować. Po zwiedzeniu latarni przeprawiamy się promem na wyspę Uznam. Dojeżdżamy do samej granicy polsko – niemieckiej, robimy pamiątkowe zdjęcia i udajemy się na obiad. Po krótkim wypoczynku kierujemy się znowu na wyspę Wolin. Na promie znowu łapie nas gwałtowna ulewa, lecz po dobiciu do nabrzeża przestaje padać. Kierujemy się w kierunku Międzyzdrojów uciekając przed deszczem. W Międzyzdrojach w pobliżu molo znowu łapie nas deszcz, chowamy się więc pod dachem. Krótka chwila odpoczynku, wchodzimy na molo oraz na plaże, pamiątkowa fotka, rzut oka na Promenadę Gwiazd i jedziemy dalej. Ruszamy wzdłuż wybrzeża, po terenie Wolińskiego Parku Narodowego. W Międzywodziu znowu łapie nas ulewa, wobec czego decydujemy się tutaj szukać noclegu. Na kolację kupujemy pyszne, jeszcze ciepłe, wędzone śledzie. Po takiej kolacji nie ma problemów z zaśnięciem.

Etap III. Międzywodzie — Trzebiatów — Kołobrzeg 90 km

Wyruszamy jak zwykle ok. 10, pogoda dopisuje jest jednak wietrznie. Kierujemy się na Trzebiatów. Po drodze, w Trzęsaczu, oglądamy ruiny a właściwie jedną ścianę kościółka, docieramy do Niechorza gdzie wdrapujemy się na latarnię morska. Schodzimy na plażę w poszukiwaniu fok, które mają zwyczaj tam podpływać. Niestety nie mamy szczęścia. Wskakujemy na rowery i dojeżdżamy do Trzebiatowa. Przejeżdżając przez miasto podziwiamy stare budowle. W barze mlecznym jemy pyszną pomidorówkę, na skwerku deser w postaci truskawek i ruszamy w kierunku Mrzeżyna. W Mrzeżynie skręcamy w betonową drogę, wiodąca przez byłe tereny wojskowe, która doprowadza nas do Dzwirzyna. Kołobrzeg tuż, tuż ale w Grzybowie znajdujemy miejsce na wypicie kawy i pochłoniecie paru kanapek. W Kołobrzegu zwiedzamy latarnię morska, centrum miasta, jest też czas na pysznego smażonego dorsza. I tak kończy się następny etap naszej wyprawy.

Etap IV. Kołobrzeg — Darłówko 86 km

Startujemy jak zwykle ok. godz. 10. kierując się ruchliwą droga na Koszalin aż do skrętu na Sianożęty. W Ustroniu Morskim robimy 20 minutową przerwę. Urszula, wiedziona szóstym zmysłem, wynajduje cukiernię z pysznymi ciastkami. Pałaszujemy ciastka popijając je kawą, chwila oddechu i jedziemy w kierunku Gąsek. Tam zwiedzamy latarnię morska i ruszamy dalej wzdłuż wybrzeża aż do miejscowości Łazy. Chwila przerwy i ruszamy do Dąbek okrążając Jezioro Bukowo od południa. Z Dąbek ostatkiem sił, cały etap bardzo silnie wiało nam „prosto w twarz”, docieramy do Darłówka. Tutaj szybko udaje się nam znaleźć przyzwoity i tani nocleg (sztukę negocjacji cen opanowaliśmy już do perfekcji). Idziemy na kanał przechodząc po zwodzonym moście, dochodzimy do latarni. Wieje tak mocno, że fale przelewają się przez falochron a mewy latają na „wstecznym biegu”. Jeszcze krótka wizyta na plaży (bardzo krótka z uwagi na wiatr) pamiątkowa fotka i wracamy na kwaterę. Po drodze kupujemy świeżutkie wędzone rybki, jemy kolację do której wypijamy (w celach leczniczych) po kieliszeczku i zasypiamy jak niemowlęta.

Etap V. Darłówko — Rowy 77 km

Jak zwykle startujemy ok. godz. 10. Jedziemy na Darłowo następnie kierujemy się na Jarosławiec. Tam zwiedzamy latarnię morską, robimy pamiątkowe fotki. Do kawy kupujemy gofry, zdaniem ekspertki Urszuli, najlepsze na wybrzeżu. Po odpoczynku z wigorem ruszamy droga prowadzącą wzdłuż wybrzeża do Ustki. Zwiedzamy miasto, robimy kilka fotek. Jako, że nastała pora obiadowa, rozglądamy się za restauracją. Wybieramy tą tuż przy Promenadzie, ceny są umiarkowane a porcje naprawdę duże. Po obiadku, rozleniwieni, zajmujemy najbliższą wolna ławkę na Promenadzie. Jest cudownie ciepło, więc wystawiamy swoje blade ciałka do słońca. Urszula poszła na całość – jakimś cudem wyciąga się na ławce i zasypia. Po dwóch godzinach błogiego lenistwa z trudem się zbieramy i ruszamy w kierunku miejscowości Rowy. Droga prowadzi przez las o nawierzchni z płyt betonowych tak, że wytrzepało nas nieźle. W Rowach dość szybko znajdujemy kwaterę, robimy zakupy. Wieczorkiem odwiedzamy plażę i na tym kończy się kolejny dzień wyprawy.

Etap VI. Rowy — Łeba 81 km

Ruszamy tradycyjnie o godz. 10 w kierunku Łeby wjeżdżając, zaraz za opłotkami miasta, do Słowińskiego Parku Narodowego. Leśną drogą, przy akompaniamencie śpiewu ptaków, docieramy do jeziora Gardno. Wchodzimy na platformę widokową z której obserwujemy ptactwo wodne delektując się panująca wokół ciszą. Po zejściu z platformy spotykamy, bardzo miłych i uczynnych, pieszych turystów którzy informują nas o lokalnych atrakcjach turystycznych. Za ich namową, zbaczamy z trasy i jedziemy nad jezioro Dołgie Małe.
Robimy zdjęcia nad urokliwym jeziorkiem, lecz szybko opuszczamy te okolice ze względu na olbrzymią ilość komarów o ponadstandardowej wielkości. Wracamy na szlak rowerowy do Czołpina wiodący na platformę widokową znajdującą się na terenie byłego poligonu wojskowego. Z platformy roztacza się wspaniały widok na okoliczne jeziorka, morze i wydmy. Zjeżdżamy ze wzniesienia kierując się do latarni morskiej. Niestety, ostatni odcinek drogi jest nieprzejezdny dla rowerów z uwagi na grząski piasek i duże wzniesienie. Do latarni docieramy pieszo, rzut oka na okolicę i jedziemy w kierunku ruchomych wydm. Tu też zostawiamy rowery 500 m od wydm i zwiedzamy wydmy pieszo. Po raz kolejny wracamy na szlak rowerowy i jedziemy w kierunku miejscowości Kluki. Tutaj zwiedzamy Skansen Wsi Słowińskiej. Po obejściu skansenu robimy przerwę na posiłek przed trudnym odcinkiem drogi prowadzącym przez tereny bagienne. Na szczęście ostatnio nie podało i droga jest względnie przejezdna. Następnie wjeżdżamy na betonową drogę prowadzącą do Wicka. Po drodze, znowu niezawodny nos Urszuli wyczuł w przydrożnym sklepie dostawę świeżego sernika, kupujemy solidne porcje tych pyszności i na trybunach boiska sportowego pałaszujemy je popijając kawą. W końcu docieramy do Łeby. Zwiedzamy miasto, idziemy na smażoną rybkę i tak mija kolejny dzień.

Etap VII. Łeba — Władysławowo 90 km

W piękny, słoneczny poranek wyruszamy o stałej porze. Po drodze mijamy stadninę koni za którą skręcamy w drogę szutrową która w lesie przechodzi w grząski piasek. Trochę jedziemy, trochę prowadzimy rowery. Wreszcie docieramy do asfaltu, mijamy Pensjonat Dla Koni. Mając przed sobą piękna asfaltową drogę, cos nas podkusiło aby jechać na skróty. Błądzimy po lesie ok. 6 km to jadąc, to prowadząc rowery, w końcu wyjeżdżamy w tym samym miejscu co wjeżdżaliśmy. Teraz już asfaltem, poprzez las jedziemy w kierunku Pucka. We wsi Krokowa w wiejskiej karczmie robimy postój na posiłek. Po zaliczeniu żurku i pomidorówki mamy dość siły na dalszą jazdę. Kierujemy się na Karwię, potem nadmorska drogą docieramy do Jastrzębiej Góry. Na deptaku zaliczamy gofry i lody i tak wzmocnieni docieramy do przylądka Rozewie. Na najdalej na północ wysuniętym miejscu Polski (Gwiazda Północy) robimy pamiątkowe fotki i ruszamy do latarni morskiej. Kolejne fotki i ruszamy do Władysławowa. Tutaj chcemy zanocować dwie noce, aby bez bagaży objechać Półwysep Helski. Tak szczęśliwie dotarliśmy do półmetka wyprawy, co nie omieszkaliśmy wieczorkiem uczcić drinkiem.

Etap VIII. Władysławowo — Hel — Władysławowo 80 km.

Startujemy o zwykłej porze w kierunku Helu. Jakoś dziwnie się jedzie bez sakw i całego ekwipunku. Drogą rowerową, tuż przy linii brzegowej Zatoki, dojeżdżamy do Jastarni podziwiając po drodze wyczyny serferów. Przejeżdżamy wolniutko przez miasteczko i kierujemy się do Juraty. W Juracie wchodzimy na molo, robimy kilka zdjęć a następnie schodzimy na plaże. Morze zachęca do kąpieli ale my poprzestajemy na moczeniu nóg oraz wykonujemy jazdę rowerem brzegiem plaży. Po tych figlach wyczulony nos Urszuli wskazuje nam cukiernię z pysznym sernikiem dworskim. Konsumpcje wykonujemy na ławce zapijając kawą. Posileni i zrelaksowani docieramy do Helu, gdzie zwiedzamy fokarium. Mamy szczęście, oprócz stałych bywalczyń, jest tam 10 młodych foczek znalezionych zimą i wiosną na Wybrzeżu. Podziwiając ich harce czas mija szybko. W porcie Andrzej spotyka znajomych, chwila rozmowy, pamiątkowe fotki i jedziemy na cypel. Zwiedzamy umocnienia wojskowe z okresu II wojny światowej oraz odwiedzamy latarnie morską. Czas na powrót, siadamy na rowerki i piękną drogą wracamy do Władysławowa. W Jastarni wstępujemy jeszcze na zupkę dnia i tak kończy się kolejny piękny dzień.

Etap IX. Władysławowo — Puck — Gdynia — Sopot — Gdańsk — Sobieszewo 100 km.

Dzień zapowiada się piękny, świeci słoneczko. Pakujemy się, aż tu nagle pojawiają się czarne chmury i zaczyna padać. Czekamy pół godzinki, trochę się przejaśnia więc ruszamy. Nie ujechaliśmy 300 m a tu znowu ulewa tym razem z gradem. Na szczęście szybko mija i ruszamy w stronę Pucka. Tu mały odpoczynek, zwiedzamy rynek i ruszamy dalej w kierunku Gdyni. W Gdyni wjeżdżamy do portu, podziwiamy zacumowany „Dar Pomorza” oraz „Błyskawicę”, kilka pamiątkowych fotek i udajemy się do Gdyńskiego Akwarium. Po obejrzeniu ciekawej ekspozycji ruszamy do Sopotu. Początkowo jedziemy nadmorską droga rowerową lecz w pewnym momencie droga się kończy i jesteśmy zmuszeni wyjechać na główną drogę. W Sopocie ponownie wjeżdżamy na bardzo zatłoczoną drogę rowerową. Robimy mała przerwę na posiłek, pamiątkowe fotki na molo, goferek na wzmocnienie i jedziemy do Gdańska. Tutaj spacer po Długim Targu, obowiązkowe zdjęcie pod Neptunem i ruszamy dalej, bo robi się późno. Początkowo ruszamy główna drogą na Warszawę potem odbijamy w kierunku Sobieszewa. Do celu docieramy tuż przez zmrokiem, wykończeni. Poszukiwanie kwatery (ceny noclegów są tutaj wysokie), kolacja i idziemy spać.

Etap X. Sobieszewo — Krynica Morska — Stegna 85 km.

Po zimnej nocy poranek jest piękny, ruszamy więc o stałej porze. Jedziemy do Krynicy Morskiej od której docieramy ok. 13. Jemy obiad i korzystając z pięknej pogody idziemy na plażę. Po dwóch godzinach wylegiwania się ruszamy w drogę powrotną. Początkowo plan był taki, aby z Krynicy przepłynąć statkiem do Fromborka. Niestety, ceny biletów Białej Floty odstraszyły nas i wracamy rowerkami do Stegny. Tutaj znajdujemy nocleg, wieczorem zasiadamy przy grilu i tak kończy się następny dzień.

Etap XI. Stegna — Frombork 112 km.

W piękny, słoneczny dzień ruszamy do Fromborka. Początkowo droga na Gdańsk, po 8 kilometrach skręcamy na mało ruchliwą droga prowadzącą w kierunku Elbląga. Jedziemy wzdłuż stawów, kanałów wkoło leży skoszone siano, słuchać rechot i kumkanie żab a po łąkach dostojnie chodzą bociany. Po 25 km robimy mała przerwę, bo choć droga jest płaska, to silny, przeciwny wiatr mocno daje nam się we znaki. Po wypoczynku ruszamy dalej, przeprawiamy się promem przez kanał, potem wzdłuż niego jedziemy w kierunku Elbląga. Dojeżdżamy do drogi Elbląg – Frombork. Droga jest dziurawa, po paru kilometrach zaczynają się podjazdy niezbyt strome ale długie. Z naszymi obciążonymi rowerami droga robi się dosyć męcząca. Po kolejnym podjeździe robimy przerwę na odpoczynek. Po godzinie ruszamy dalej, jeszcze parę górek i dojeżdżamy do Tolkmicka. Zwiedzamy miasteczko i jedziemy, już płaską droga do Fromborka. Tutaj mamy dużo czasu na zwiedzanie. Wchodzimy na Wieżę Wodną (najstarszą w Europie), zaglądamy do portu. Katedrę zostawiamy sobie na jutro bo już jest zamknięta dla turystów. Jeszcze krótki wypad do Gronowa na granicy polsko-rosyjskiej i osiągamy założony cel wyprawy.

Etap XII. Frombork — Elbląg — Malbork 74 km

Rano zwiedzamy katedrę. Po godz. 11 ruszamy w drogę, w miejscowości Krzyżewo skręcamy na Elbląg. Piękna droga Wysoczyzny Elbląskiej jedziemy wśród szpaleru starych lip które dają nam przyjemny cień. Po trzech godzinach docieramy do Elbląga gdzie w sklepie rowerowym dokonujemy drobnych zakupów. Zaglądamy też do zakładu fotograficznego gdzie archiwizujemy zrobione zdjęcia. Następnie szukamy placówki Żeglugi Ostródzko –Elbląskiej. Po krótkich poszukiwaniach udaje się nam ją odnaleźć w centrum miasta. Niestety, ceny rejsu do Ostródy są dla nas zaporowe – za osobę z rowerem i naszymi bagażami trzeba by było zapłacić blisko 200 zł. Z żalem rezygnujemy i przy objedzie zapada decyzja, że jedziemy do Malborka. Wkrótce ruszamy kierując się na Malbork. Droga jest bardzo ruchliwa, wąska, pełno na niej TIR-ów które przeganiają nas do rowów. Z duszą na ramieniu docieramy wreszcie do Malborka. Oczywiście udajemy się na Zamek. Muzeum Zamkowe jest już zamknięte więc zwiedzanie odkładamy na jutro. Wieczorem podziwiamy i zwiedzamy okolice zamku i na tym kończy się kolejny dzień.

Etap XIII. Malbork — Sopot 76 km

Rano zwiedzamy Muzeum Zamkowe, jesteśmy pod wrażeniem ogromu budowli. Po godz. 12, lekko zmęczeni zwiedzaniem, ruszamy do Trójmiasta. Droga jest dobra, ruch minimalny, wiaterek w plecy – jedzie się bardzo przyjemnie. Po drodze zatrzymujemy się na późny obiad, jeszcze 20 km i jesteśmy w Sopocie. Krótkie poszukiwania kwatery, wizyta na molo i idziemy spać.

Etap XIV. Sopot — Gdynia — Gdańsk — Sopot 45 km

Dzisiaj objeżdżamy Trójmiasto na rowerach, bez bagażu. Już na luzie, bez pośpiechu przemykamy rowerkami po niezłych drogach rowerowych wzdłuż wybrzeża. W Gdańsku włóczymy się po Długim Targu, w Gdyni zaglądamy znowu do portu i wracamy do Sopotu.
Wczesnym wieczorkiem ruszamy z mola w Sopocie brzegiem morza w kierunku Gdyni. Zajmuje nam ten spacerek ok. czterech godzin. Już nieźle zmęczeni docieramy do portu w Gdyni. Wsiadamy w autobus i wracamy do Sopotu gdzie przy kolacji świętujemy zakończenie naszej wyprawy.

Podsumowanie

Wybrzeżem Bałtyku przejechaliśmy 1130 kilometrów, praktycznie baz żadnej awarii (nikt nawet nie złapał gumy). Wszyscy dojechali w dobrym zdrowiu, może trochę zmęczeni, ale na trasie nikt nie odniósł żadnej kontuzji. Pogoda nam dopisała, nie dolało nam ani razu. Ceny noclegów przed sezonem są do zaakceptowania – z reguły płaciliśmy po 15 zł za osobę, w większości wypadków w pokoju z łazienką i TV. Przekonaliśmy się, że wędrówka małą grupą ma same zalety, tak logistyczne jak i interpersonalne. Zdając sobie sprawę, że nie wszystko zdążyliśmy obejrzeć może w przyszłym roku ..... ?

Wrażenia spisał Leszek